"Killer7", czyli najlepszy mindfuck w historii gier. Bawią mnie recenzje mówiące o znikomej grywalności czy przerostu formy nad treścią. Ta gra ma więcej gameplayu niż choćby "FFXIII" i wiele innych dzisiejszych japońskich tytułów.
Do tego unikatowy styl (przynajmniej do czasu "Killer is Dead"...LOL!), mocno zakręcona fabuła, oniryczny klimat, genialne postaci i obowiązkowo mistrzowski soundtrack.
P.S. A jako przystawka theme Ayame Blackburn, czyli najszybszego bossa z jakim przyszło mi się zmierzyć w jakiejkolwiek grze.
P.S.2. Zapomniałbym - jeśli ktoś jeszcze nie grał, niech NIE decyduje się na wersję PS2. Gorsza grafika, dłuższe loadingi, lagi w sterowaniu i siadająca animacja - to rzeczy do zniesienia. Jednak żadna recenzja nie wspomina o paskudnych błędach w sferze audio, które naprawdę psują przyjemność z gry.